Singletrack Glacensis Międzygórze – flow, widoki i pot na klacie!

Singletrack Glacensis - Pętla Międzygórze

Autor:


Publikacja:

Słuchajcie, jeśli nazwa Międzygórze kojarzy Wam się tylko z drewnianymi domkami, architekturą jak z alpejskiej bajki i spacerami do Wodospadu Wilczki, to zaraz zaktualizuję Wam oprogramowanie. Owszem, jest pięknie, klimatycznie i można tam zjeść pstrąga, co go jeszcze rano prąd w potoku smyrał. Ale dla nas, rowerowych wariatów, Międzygórze to przede wszystkim brama do jednej z najlepszych pętli singletrack w tej części Europy!

Mówię oczywiście o Pętli Międzygórze, która jest częścią potężnego systemu Singletrack Glacensis. To cała sieć specjalnie zaprojektowanych, jednokierunkowych ścieżek rowerowych wijących się po Ziemi Kłodzkiej. Ale dzisiaj nie będziemy się rozwodzić nad całością. Dziś na warsztat bierzemy tę jedną, konkretną perełkę. Pętlę, która sprawiła, że moje łydki płonęły na podjeździe, a na zjeździe mój uśmiech był szerszy niż kierownica w rasowej zjazdówce.

Przygotowałem dla Was kompletny przewodnik. Po jego lekturze będziecie wiedzieli wszystko: czy dacie radę, co spakować i gdzie zjeść, żeby uzupełnić spalone kalorie. Jedziemy!

Singletrack Międzygórze w liczbach – Co mówi GPS, a co mówią nogi?

Cyferki są ważne, bo pomagają ogarnąć, w co się pakujemy. Ale pamiętaj, prawdziwe odczucia przychodzą z trasy!

Dystans: ~33 kilometry. To nie jest rundka dookoła bloku. To konkretna wycieczka, która zajmie Ci solidne kilka godzin.

Przewyższenie: ~850 metrów w pionie. Ała. Tak, dobrze czytasz. To liczba, która oddziela niedzielnych spacerowiczów od rowerzystów z zacięciem. Podjazd jest długi i konkretny, ale bez obaw – jest warty każdej uronionej kropli potu.

Szacowany czas przejazdu:

  • fotograf-turysta (postoje co 5 min): 3,5 – 5 godzin.
  • sprawny amator (Ty i ja): 2,5 – 3,5 godziny.
  • lokalny wymiatacz na Stravie: poniżej 2 godzin (ale oni są z innej planety).

Poziom trudności: Oficjalnie średniozaawansowany i to jest strzał w dziesiątkę. Nie znajdziesz tu morderczych, technicznych ścianek rodem z Red Bull Rampage. Trudność polega głównie na kondycji potrzebnej do pokonania podjazdu. Zjazd jest czystą przyjemnością – szybki, płynny i bezpieczny.

Nawierzchnia: Bajka! W większości to świetnie przygotowany, utwardzony i wyprofilowany singiel. Gładki jak stół bilardowy, po prostu płyniesz. Pamiętaj – cała pętla jest jednokierunkowa! To mega ważne dla bezpieczeństwa.

Widok z Pętli Międzygórze

Opis trasy – jedziemy! Zakręt po zakręcie

No dobra, koniec teorii, czas ubrudzić opony.

Start – zostawiamy graty i w drogę!

Najlepiej zaparkować samochód w centrum Międzygórza. Jest tam kilka parkingów, często płatnych w sezonie, ale warto. Stamtąd wystarczy rozejrzeć się za brązowymi tabliczkami z logo Singletrack Glacensis i strzałką „Pętla Międzygórze”. Początek jest dobrze oznaczony, nie da się zgubić.

Rozdział I – podjazd, czyli medytacja na korbach

Pierwsza część trasy to wspinaczka. Nie będę kłamał – jest długa. Ale wiecie co? Jest też piękna! Początkowo jedziemy szerszymi leśnymi drogami, które stopniowo zamieniają się w wijący się pod górę singiel. Nachylenie jest stałe, ale łagodne. Nie ma tu stromych „ścian płaczu”. To taki typ podjazdu, który pozwala złapać rytm, uspokoić oddech i medytować w siodle. Wasze płuca będą pracować wydajniej niż open space w korpo przed deadlinem, ale widoki i cisza lasu wszystko wynagrodzą.

Rozdział II – nagroda, czyli widoki, że klękają narody!

Po długiej wspinaczce docieramy w okolice Schroniska PTTK „Na Iglicznej”. To jest ten moment, kiedy mówisz „WOW!”. Panorama, jaka się stąd roztacza na Masyw Śnieżnika i całą Ziemię Kłodzką, jest absolutnie obłędna. To obowiązkowy przystanek na fotkę, batona i złapanie oddechu. Bo co to za jazda bez wrzucenia sztosu na Insta, prawda? Można też podjechać pod samo schronisko na szybką herbatę. Zaufaj mi, na tej wysokości smakuje jak napój bogów.

Rozdział III – zjazd, czyli czyste flow i banan na twarzy

A teraz to, na co wszyscy czekali! Zjazd z Iglicznej to poezja w ruchu. To kilkanaście kilometrów czystej, nieskrępowanej radości. Ścieżka wije się przez las w nieskończonej serii idealnie wyprofilowanych zakrętów i band. Nie ma tu czasu na myślenie, po prostu płyniesz. Pompujesz w rollerach, kleisz się do band, a rower staje się przedłużeniem Twojego ciała. To nie jest trasa, na której walczysz o życie – to trasa, na której czerpiesz 100% frajdy z jazdy. Przygotuj się na permanentny uśmiech, który nie zejdzie Ci z twarzy aż do samego parkingu.

Dla kogo jest ta pętla? Czy to trasa dla Ciebie?

Dla początkującego. Jeśli dopiero kupiłeś rower MTB i Twoim największym osiągnięciem jest podjazd pod pobliski wiadukt, to może być ciężko. Ale! Jeśli masz dobrą kondycję z innej dyscypliny, nie boisz się zmęczyć i masz sprawny rower górski, to dasz radę. Po prostu zaplanuj więcej czasu, weź więcej jedzenia i nie spinaj się na podjeździe. Satysfakcja na mecie będzie ogromna!

Dla średniozaawansowanego. Człowieku, to jest Twój raj na ziemi! Będziesz się tu bawił jak dziecko w sklepie z klockami Lego. Trasa stanowi idealny balans między fizycznym wyzwaniem a nagrodą w postaci genialnego zjazdu.

Dla zaawansowanego. Potraktujecie to jako superszybką i przyjemną rundę treningową w pięknych okolicznościach przyrody. Możecie tu podkręcać tempo i walczyć o KOM-y, ale główna frajda i tak leży w niesamowitej płynności tej ścieżki.

Logistyka i pro-tipy od starego wygi

Jaki rower? Zdecydowanie rower górski (MTB). Nowoczesny hardtail z dobrym widelcem poradzi sobie doskonale. Jeśli masz fulla (rower z pełnym zawieszeniem), będziesz miał jeszcze więcej komfortu i zabawy. Na gravelu? Jak jesteś masochistą z tytanowymi plombami w zębach i lubisz, jak Ci trzęsie, to próbuj, ale ja bym nie radził. To trasa stworzona dla szerokiej opony.

Co spakować? Niezbędnik: kask (bez dyskusji!), rękawiczki, okulary, działający telefon, dokumenty. W plecaku: zapasowa dętka, łyżki do opon, pompka, multitool, min. 1,5 litra wody, jakieś batony energetyczne i absolutny „must have” – banan, bo banan to moc! Warto też mieć lekką kurtkę przeciwdeszczową, bo pogoda w górach bywa kapryśna jak księżniczka.

Kiedy jechać? Najlepiej od późnej wiosny do połowy jesieni. Po dużych opadach deszczu dajcie ścieżce dzień lub dwa na przeschnięcie – będziecie mieli lepszą zabawę i nie zniszczycie trasy.

Gdzie na szamę po jeździe? Po takim wysiłku należy Ci się nagroda! W Międzygórzu jest kilka knajpek, gdzie można dobrze zjeść. Rozejrzyj się za pstrągiem z lokalnej hodowli albo klasycznym, potężnym schabowym, który uzupełni każdą spaloną kalorię. Restauracja „Dom nad Wodospadem” to zawsze dobry kierunek.

Podsumowanie – Warto było uronić kroplę potu?

Pytacie, czy warto? Odpowiadam: JESZCZE JAK!

Pętla Międzygórze to absolutny top. To kompletne doświadczenie rowerowe: jest wymagający, ale sprawiedliwy podjazd, są widoki, od których kręci się w głowie, i jest zjazd, który jest definicją słowa „flow”. Wracasz na parking zmęczony, ale niewiarygodnie szczęśliwy. Gwarantuję, że pokochasz swój rower na nowo, jakbyś dopiero co wyjął go z kartonu, a w głowie już będziesz planował, kiedy znów tu przyjechać.

Moja ocena? Solidne 9/10 bananów na twarzy. Ten jeden punkt odejmuję za to, że podjazd kiedyś się kończy… żartowałem, jest idealnie!

A jakie są Wasze wrażenia z tej trasy? A może macie inne ulubione pętle w systemie Singletrack Glacensis? Dajcie znać w komentarzach!

Komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *