Tym razem zabieram Was do miejsca absolutnie magicznego, gdzie czas płynie wolniej, a jedyny słuszny dźwięk to szum opon na leśnym dukcie i koncert tysięcy ptaków. Panie i Panowie, zapnijcie kaski, bo ruszamy na podbój Doliny Baryczy!
Powiem Wam szczerze – od dawna miałem na celowniku tę krainę. Postanowiłem sprawdzić to na własnej skórze, a mój wierny rumak aż piszczał z ekscytacji na myśl o nowych kilometrach. I wiecie co? To była jedna z lepszych rowerowych decyzji w moim życiu!
Dolina Baryczy? A co to i gdzie to?
Gdyby ktoś zapytał mnie, jak w dwóch słowach opisać Dolinę Baryczy, powiedziałbym: „płasko i mokro”. Ale to tak, jakby o włoskiej kuchni powiedzieć „mąka i woda”. Niby prawda, ale gdzie cała magia? Dolina Baryczy to największy w Polsce Park Krajobrazowy, położony na pograniczu Dolnego Śląska i Wielkopolski. To królestwo rzeki Barycz, która wije się tu leniwie, tworząc po drodze największy w Europie kompleks stawów hodowlanych – słynne Stawy Milickie.
To właśnie te stawy są sercem regionu i magnesem na rowerzystów. A co najważniejsze – tutejsza infrastruktura rowerowa to prawdziwy sztos! Setki kilometrów oznakowanych szlaków, od gładkich asfaltów po szutry i leśne ścieżki, które sprawią, że Wasze opony będą mruczeć z zadowolenia.
Moja propozycja trasy: gravelowa pętla „Wokół Serc” Doliny
W Dolinie Baryczy jest tyle tras, że można by nimi obdzielić kilka rowerowych żywotów. Ja jednak skupiłem się na esencji tego, co najlepsze dla miłośników przygód na szerszej oponie. Oto propozycja pętli, która da Wam solidny wycisk, ale i nagrodzi widokami, które zostaną z Wami na długo.
Start i meta: Żmigród (łatwo tu dojechać pociągiem z Wrocławia czy Poznania, co jest mega plusem!).
Dystans: ok. 70-80 km (można modyfikować).
Nawierzchnia: Idealny gravelowy miks! Będzie trochę asfaltu na rozgrzewkę, sporo ubitych dróg leśnych, groble między stawami i absolutny hit – trasa dawnej kolejki wąskotorowej.
Trudność: Dla średniozaawansowanego rowerzysty to bułka z masłem. Teren jest płaski jak stół, więc jedynym wyzwaniem może być wiatr lub… zbyt długie przerwy na podziwianie przyrody!
Przebieg trasy i atrakcje, które zwaliły mnie z nóg:
- Żmigród – początek przygody. Zanim wskoczycie na siodełko, rzućcie okiem na ruiny Pałacu Hatzfeldów. Robią wrażenie i są świetnym tłem do pierwszej fotki na Instagrama. Ze Żmigrodu kierujemy się na wschód, w stronę Rudy Żmigrodzkiej.
- Groblami między stawami. To jest kwintesencja Baryczy! Jedziecie wąskim pasem lądu, a po obu stronach macie wodę po horyzont. Czaple, kormorany, łabędzie – ptactwa jest tu tyle, że poczujecie się jak na planie filmu przyrodniczego. Nawierzchnia na groblach bywa różna – czasem gładki szuter, czasem trochę trawy. Gravel czuje się tu jak ryba w wodzie (dosłownie!).
- Ruda Sułowska i Milicz – serce regionu. W okolicach Rudy Sułowskiej i Milicza znajdziecie masę miejsc, gdzie można na chwilę odpocząć. Warto wdrapać się na jedną z licznych wież do obserwacji ptaków. Widok z góry jest obłędny! Sama panorama stawów wynagradza każdy wysiłek. W Miliczu koniecznie zajrzyjcie do Kreatywnego Obiektu Multifunkcyjnego i Muzeum Bombki – tak, bombki! To świetna odskocznia od pedałowania.
- Śladem wąskotorówki – absolutny must-ride! Z Milicza w kierunku Grabownicy i Sułowa ciągnie się ścieżka rowerowa poprowadzona nasypem dawnej kolejki wąskotorowej. To jest, moi drodzy, rowerowy raj. Jedziecie idealnie równą, szutrową autostradą przez lasy i pola. Po drodze mijacie urocze, odrestaurowane stacyjki i stare wagony. Jazda tutaj jest tak przyjemna, że aż szkoda, że się kończy. Rower będzie Wam wdzięczny, jak tonący za koło ratunkowe!
- Sułów i powrót do Żmigrodu: Sułów to kolejna klimatyczna miejscowość z charakterystyczną szachulcową zabudową. Stąd już niedaleko do Żmigrodu, gdzie zamykamy naszą pętlę.

Co wrzucić na ząb?
Po takim kręceniu korbą apetyt rośnie, a w Dolinie Baryczy grzechem byłoby nie spróbować lokalnego specjału – karpia milickiego. Zapomnijcie o mulastym smaku, jaki kojarzycie z Wigilii! Tutaj karp smakuje wybornie. Szukajcie smażalni ryb w Rudzie Sułowskiej (np. „Gospoda 8 Ryb”) czy w Rudzie Żmigrodzkiej. Świeża, chrupiąca ryba z frytkami po kilkudziesięciu kilometrach w siodle – czy może być coś lepszego? To jest nagroda, na którą Wasze nogi zasłużyły!
Praktyczne porady dla szlaku Doliny Baryczy
Kiedy jechać? Każda pora roku ma swój urok. Wiosną i jesienią jest tu najwięcej ptaków i kolory są obłędne. Lato to pewna pogoda, ale i więcej turystów. Ja osobiście celowałbym w maj/czerwiec lub wrzesień/październik.
Jaki rower? Oczywiście gravel! Ale spokojnie, na rowerze trekkingowym czy crossowym też dacie radę. Na szosę jest tu trochę za dużo „offroadu”.
Co zabrać? Koniecznie aparat fotograficzny lub telefon z dobrym aparatem. Lornetka też się przyda, jeśli chcecie pobawić się w ornitologa. I oczywiście standardowy zestaw naprawczy – choć w Miliczu znajdziecie serwisy rowerowe, na szlaku musicie liczyć na siebie.
Uważaj na piach! Na niektórych leśnych odcinkach, zwłaszcza w suchsze dni, można trafić na piaszczyste pułapki. Szersza opona w gravelu (myślę, że 38-40c to optimum) zdecydowanie ułatwia sprawę.
Nawigacja: Szlaki są generalnie dobrze oznakowane (szukajcie pomarańczowych znaków głównego szlaku Doliny Baryczy lub oznaczeń „Dolnośląska Kraina Rowerowa”), ale plik GPX w telefonie czy liczniku zawsze dodaje spokoju ducha.
Podsumowując
Dolina Baryczy to miejsce, do którego będę wracał. To idealna odskocznia od górskich wspinaczek i interwałowych treningów. To rowerowa kraina łagodności, gdzie można po prostu jechać przed siebie, chłonąć naturę i cieszyć się każdym obrotem korby. Jeśli szukacie miejsca na weekendowy wypad, dłuższą rowerową przygodę, czy po prostu chcecie pokazać znajomym z zagranicy, jak piękna jest Polska – pakujcie rowery i ruszajcie do Doliny Baryczy.


Dodaj komentarz